kończę swoją działalność na tym blogu. Przez ostatnich kilka dni przemyślałam tę całą moją dietę i wszystko co z nią związane i doszłam do kilku interesujących wniosków.
Zaczęłam SGD w lutym. Chciałam szybko schudnąć, więc pomyślałam sobie "na kim się wzorować jeśli nie na anorektyczkach?", skrupulatnie ważyłam jedzenie, połykałam tabletki na odchudzanie, zdarzyło się też prowokować wymioty. No i były pozytywne efekty - waga poleciała w dół.
W między czasie w mojej psychice zapanował chaos. Przestałam poznawać samą siebie. Z jednej strony cieszyłam się. Super, w końcu nie ciągnie mnie do jedzenia, huraaa... Z drugiej strony coś było nie tak, dlaczego wciąż patrzyłam na siebie w lustrze? Dlaczego uważałam że jestem brzydka, gruba, generalnie najgorsza z najgorszych? Dlaczego uważałam, że zjedzenie 400 kcalorii to wielka przesada? Dlaczego byłam święcie przekonana, że zrzucenie wagi jest ważniejsze niż zdrowie?
W pewnym momencie zaczęłam się bać sama siebie, nie kontrolowałam tego ciągłego ważenia się, negatywnej oceny własnej osoby, tego patrzenia ciągłego na ludzi i oceniania ich tylko i wyłącznie pod względem wagi. Wszystkiemu zaczął towarzyszyć zły nastrój, brak chęci do życia, brak sił. Wydaje się, jakbym mówiła o jakichś odległych faktach, no ale tak nie jest, przecież to było jeszcze jakiś miesiąc temu!
Zaczęłam olewać studia. Wcześniej przygotowywałam się do każdych zajęć i błyszczałam wiedzą. A wtedy? Zero zainteresowania, zero słuchania, jedynie modlitwa o to by w końcu znaleźć się w domu.
Zaczęłam być drażliwa, kłócić się z przyjaciółmi, w efekcie z moim najlepszym przyjacielem przestałam się odzywać na miesiąc, bo zrobiłam 'focha' w odpowiedzi na jego uwagi do mojego dziwnego zachowania. Z drugim przyjacielem też nie byłam w najlepszych relacjach. Generalnie nic nie było takie samo. Kolorowy świat w moich oczach stał się tylko czarno-biały.
Po najgorszym kryzysie jakiś miesiąc temu było minimalnie lepiej, potem założyłam bloga i tu znalazłam schronienie, mogłam w końcu siedzieć całymi dniami i albo pisać, albo przeglądać inne blogi... Czułam się jak w raju, bo kręciłam się wokół tego co mnie najbardziej interesowało, czyli cholernej diety. W pewnym momencie odczułam że mam jakby dwie osobowości, jedna chce się dalej odchudzać i nie jeść, a druga (jakby jakiś cień rozsądku we mnie) prosi o zmiany i woła: "hej! przecież chcesz być psychologiem, a tymczasem sama jesteś psychiczna. ogarnij się dziewczyno!".
No i się ogarnęłam.
Dziś już wiem, że mogę to zmienić. Dziś już wiem, że lekko bo lekko ale dotknęłam anoreksji i w dodatku sama się o nią prosiłam. Dziś już wiem, że bycie chudym nie da mi szczęścia. Moje nastawienie w ostatnim tygodniu zmieniło się o 180 stopni. Chcę być zdrowa! Chcę schudnąć, owszem, ale nie takimi metodami. Przecież marzę o dożyciu starości, o dzieciach no i o dobrej kondycji psychicznej - ta dieta może mi to odebrać. Pragnę dobra swojego ale i otaczających mnie ludzi. Nie chcę już patrzeć na mamę, która martwi się, że znowu nie jem, która wciska mi jedzenie...
Czy zmiana myślenia i naprawa 'zoranej' psychiki poszła mi łatwo? Nie, skądże. Ale pomału zamieniając czytanie blogów 'pro ana' na tych preferujących zdrowy lifestyle, idę ku zdrowiu, ku szczupłej sylwetce i szczęściu!
No i jem. Może i bardziej kalorycznie (koło 1000kcal), ale za to zdrowo. Mam dużo siły i energii, której wcześniej mi brakowało i pożytkuję ją poprzez ćwiczenia, dziś zrobiłam 4 dzień 30days shred :)
Nie jestem dumna ze sposobu w jaki zrzuciłam 15 kilogramów. Ale czuję siłę by zrzucić kolejne 15, lecz tym razem bardziej troszcząc się o swój organizm i o siebie samą!
~~~~
Przeczytałam masę Waszych blogów, otrzymałam od Was masę 'motylkowego wsparcia'. Wtedy albo zazdrościłam Wam silnej woli ("wow, ona je tylko 100kcal dziennie!") albo w myślach potępiałam ("jak można jeść AŻ 500 kcalorii codziennie!?"). Teraz chcę po prostu zwrócić uwagę na to, że dieta nie musi oznaczać głodowania i w ten sposób znęcania się nad swoim ciałem. Tak, to daje efekty, ale na ile trwałe, na ile zdrowe dla ciała i psychiki...? Prędzej czy później SGD, ABC czy inna chora dieta sprawi, że nie będziesz już tą pogodną, silną i pełną energii osobą co wcześniej. Może będziesz zmotywowana do chudnięcia, może będziesz lżejsza o 10 kilogramów, ale nie będziesz szczęśliwa. Taak, też myślałam, że nie ma większego szczęścia niż bycie chudą...
Tak więc Droga Czytelniczko,
Może właśnie kończysz kolejny dzień SGD i Twój bilans został przekroczony o 2 kcalorie. Może stajesz w lustrze i widzisz masę kilogramów do zrzucenia, ale może to tylko Twoje złudne wrażenie? Może tych kilogramów w ogóle nie ma a Ty posiadasz tylko chude kosteczki pokryte skórą. A może masz tych kilka kilogramów do zrzucenia, zaokrągloną pupę czy grubsze uda, ale może to one czynią Cię uroczą, seksowną i kobiecą? Przestań patrzeć na Kate Moss, Anje Rubik, Nicole Richie i inne chudziutkie gwiazdy. Spójrz na taką Kim Kardashian czy Jennifer Lopez - są niesamowicie pięknymi kobietami własnie z tymi swoimi wielkimi tyłkami. I własnie z tymi swoimi wielkimi zadkami są uznawane za seksowne! Jeśli potrzebujesz diety poczytaj, stwórz dietę 1200 kcalorii zawierającą wszystkie wartości które powinna posiadać, zacznij ćwiczyć. Nie idź najłatwiejszą drogą tylko dlatego, że daje ona duże efekty!
To, że kończę z tym blogiem, nie znaczy że kończę z blogowaniem. Zamierzam stworzyć bloga o mojej nowej diecie i nowym życiu. Tego bloga nie usuwam, bo mam nadzieję, że niebawem, gdy tylko znajdę czas i stworzę nowego bloga, będę się tu mogła podzielić z Wami linkiem do niego :)
Pozdrawiam Was serdecznie i mam nadzieję, że chwila zastanowienia nad Waszymi obecnymi dietami przyniesie rozsądne decyzje!